Jak bezpiecznie wprowadzić drugiego psa do domu?

W pierwszej części tego tekstu opowiadaliśmy o tym, jak przygotować się do adopcji drugiego psa. A jak przygotować się na pierwszy wspólny tydzień i resztę wspólnego życia, gdy w domu pojawia się drugi pies? Podpowiadamy kilka rzeczy, które mogą pomóc w tym pierwszym okresie.

Pomocne warunki

Choć nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić, my mieliśmy to szczęście, że adopcja Funi przypadła na okres świąteczny oraz nasze urlopy. Przy szczeniaku trudno nam zresztą wyobrazić sobie to inaczej – ale w sumie mieliśmy wolne, na zakładkę, przez prawie trzy tygodnie! A więc mnóstwo czasu na wspólne spacery i uważne obserwowanie interakcji dziewczyn. Ale też przyzwyczajanie Funi do naszych zwyczajów i nauczenie samodzielnego funkcjonowania w domu. Mieliśmy też możliwość odseparowania psów – mamy zamykaną sypialnię. Luksusem jest też to, że choć psy są dwa, to nas też jest dwójka. Wszystkie dodatkowe, nowe obowiązki dzieliliśmy więc jak zwykle między siebie. Czyli mieliśmy naprawdę super warunki, żeby zmierzyć się z tą przygodą. Jeśli wy macie podobne, to gratulacje – też będzie wam trochę łatwiej.

Akcja obserwacja

Przez pierwszy tydzień wszystkie interakcje pomiędzy psami były przez nas dokładnie obserwowane. Dzięki temu bardzo szybko zrozumieliśmy co dziewczynom w sobie przeszkadza, co lubią i mogą robić razem, w jakich sytuacjach musimy ich szczególnie pilnować lub po prostu oddzielać.

Ale poza obserwacją ważna jest także kontrola. W internecie można przeczytać wiele porad o tym, że psy powinny same się dogadać i “ustawić” swoje relacje. My nie uważamy, że że powinniśmy oddawać naszym psom całą decyzyjność za ich relację. To my wyznaczamy ramy dogadywania się psów. I powinniśmy stawiać granice tam, gdzie któryś z nich mógłby być w efekcie poszkodowany.

Psia komunikacja

Warto uważnie obserwować komunikację pomiędzy obydwoma psami. Dać im przestrzeń na swobodną “rozmowę”, ale pod naszą czujną obserwacją. Bo psy porozumiewają się ze sobą na wiele sposobów.

Jak nauczyć się rozumieć ich formę komunikacji? Można zacząć od lektury książki norweskiej trenerki Turid Rugaas “Sygnały uspokajające. Jak psy unikają konfliktów” (piszemy o niej więcej tutaj). Termin “sygnały uspokajające” został przez nią wymyślony by opisać zestaw zachowań prezentowanych przez psy w celu uniknięcia interakcji w stresującej i potencjalnie konfliktowej sytuacji. Jeśli pies wysyła te sygnały to znaczy, że odczuwa jakiś dyskomfort. Ale ma to też zakomunikować innym psom jego stres i służyć rozładowaniu napięcia. Ilość i różnorodność tych komunikatów jest ogromna i zależy nie tylko od sytuacji i kontekstu, ale od danego psa. Najczęściej wyróżnia się odwracanie głowy, oblizywanie pyska, ziewanie, mlaskanie, szybkie dyszenie, nadmierne mruganie i “zastygnięcie” w nieruchomej pozie. Obecnie też badacze psów aktualizują tę wiedzę, dekodują inne sygnały, a w tych z repertuaru Rugaas ukazują większe zniuansowanie – ale to już temat dla średniozaawansowanych w czytaniu komunikacji psów.

Niezależnie od tego, który z sygnałów dyskomfortu jest wysyłany, drugi pies powinien go odczytać i wycofać się z danej sytuacji. Ale nie każdy z nich to potrafi! Dlatego nauczmy się te znaki czytać sami i w razie potrzeby – interweniujmy. Wiele osób karci psy za bardziej dosadną formę komunikacji – ale warczenie czy odsłanianie zębów to nadal komunikat! Lepiej wysłuchać psa i jego potrzeb w takiej sytuacji – i przede wszystkim, zastanowić się, czemu warczy.

Wszystko zależy od kontekstu. Na przykład kiedy Fisia powarkiwała na Funię, by dać jej do zrozumienia dyskomfort danej sytuacji – miała na to od nas zielone światło. Działo się to np. gdy Funia w zabawie bawiła się fisiowym ogonem jak szarpakiem, próbowała podkraść niedojedzonego jeszcze konga albo kładła się zbyt blisko. Funia po otrzymaniu takiego komunikatu wycofywała się z tych sytuacji (ale czasem, gdy włączała jej się szczeniacza głupawka i nie przestawała dokazywać przy Fisi, dla jej bezpieczeństwa oddzielaliśmy psy i próbowaliśmy przekierować jej emocje na zabawę – samodzielną lub z nami).

Ale już kiedy Fisia warczała na Funię, np. odmawiając jej wejścia na kanapę – reagowaliśmy, proponując jej inne wyjście z tej sytuacji. Jak? Wstając, zmieniając konfigurację siedzenia, itp.; jednocześnie robiąc to bez nerwów, używając haseł ćwiczonych normalnie na co dzień i mających neutralne konotacje (np. “idziemy”).

Co działa?

My dzięki dokładnej obserwacji szybko zidentyfikowaliśmy zarówno obszary bezpieczne, jak i punkty zapalne.

Dość szybko opanowaliśmy np. wspólne posiłki. Jedzenie pojawia się u nas w zasięgu psów jedynie w porze karmienia, treningu lub relaksu z czymś do gryzienia – ale zawsze po równo, dla każdego z psów. Najpierw jednak, na wszelki wypadek, karmiliśmy dziewczyny w tych samych porach, ale w osobnych pomieszczeniach. Potem zaczynaliśmy od jedzenia gryzaków o mniejszej atrakcyjności – np. słupków marchewki. Dzięki temu zobaczyliśmy, że mogą komfortowo ciamknać i chrupać niedaleko siebie, bez większego zainteresowania tym co nawzajem jedzą. A komfortowy dystans ten regulował się potem z czasem sam. Szybko okazało się że mogą jeść jednocześnie, z misek ustawionych po różnych stronach pokoju.

Nie miały również problemu z leżeniem w swoich legowiskach nawzajem. Potrafiły wspólnie wypoczywać, również z dystansem – każda zwinięta w kłębek na innym meblu. Także wspólne zabawy były na porządku dziennym: to zresztą Fisia inicjowała większość z nich, a Funia musiała jedynie nauczyć się zostawiania Fisi w spokoju gdy ta sygnalizowała taką potrzebę.

I oczywiście od samego początku to my pilnowaliśmy przestrzegania tych zasad – nie zostawialiśmy psów bez nadzoru mając nadzieję, że uprzejmie zostawią się w spokoju kiedy trzeba.

Co nie działa?

Brzmi jak dużo hałasu o nic? Woleliśmy dmuchać na zimne. Mimo to nie uniknęliśmy całkiem poważnych spięć i starć. Z czym więc były problemy?

U nas najtrudniej było z zabawkami. Przed przyjazdem nowego psa warto na wszelki wypadek schować te rzeczy, które mogłoby stać się źródłem konfliktu. Zabawki, gryzaki, miski czy inne domowe przedmioty, które mogą być przez psy uważane za cenne, warto wprowadzać z powrotem do wspólnej przestrzeni na spokojnie, pod nadzorem. Psy oprócz przedmiotów mogą nie chcieć “dzielić się” także ulubionymi miejscami – warto więc wybrać miejsce na legowisko dla nowego psa chociażby po drugiej stronie pokoju. Tak by każdy miał swoje miejsce do odpoczynku z dala od miejsca tego drugiego. Z czasem zobaczycie, co u was jest punktem zapalnym, a co nie.

Fisia od początku dość bezczelnie wyrywała wszystkie zabawki Funi. A Funia jak to szczeniak – wyłaziły jej zęby, rozpierała ją energia – więc potrzebowała gryźć, szarpać, bawić się. Skoro nie miała do dyspozycji zabawek – gryzła meble albo Fisię. Musieliśmy więc jak najszybciej, a jednak małymi kroczkami, przerwać to błędne koło i wprowadzić do wspólnej przestrzeni jakiekolwiek zabawki. Wybraliśmy te, które były w miarę miękkie (dobre do zatopienia w nich szczenięcych kłów) i nie wydawały dźwięków (żeby móc bawić się we względnej ciszy i nie rozpraszać piszczałkami drugiego psa). Dając Funi zabawkę, zawsze oferowaliśmy Fisi w tym samym czasie identyczną lub podobną (równie atrakcyjną). A dużo wcześniej, gdy jeszcze była jedynaczką, uczyliśmy ją wymiany zabawki na inną zabawkę, co jednak pomaga radzić sobie potem w takich sytuacjach z dwoma psami.

Z czasem, dzięki naszej konsekwencji w aranżowaniu jak najbezpieczniejszych warunków zabawy, Fisia trochę odpuściła. Dość szybko część zabawek, tych “mniej atrakcyjnych”, zaczęła leżeć w skrzynce na podłodze – Funia mogła z nich korzystać gdy miała na to ochotę, Fisia w większości przypadków jej na to pozwalała.

Razem, ale osobno

Po pierwszych dwóch miesiącach mieliśmy więc względny happy end tej pierwszej fazy zapoznawczej. Jak wyglądała nowa codzienność z dwoma psami? W dużej mierze opierała się na kontrolowanym dystansie.

Pozwalaliśmy im być w domu razem, ale osobno. Fisia często ma gorsze dni i jest wtedy bardzo drażliwa, boi się dotyku, zwłaszcza gdy odpływa zasypiając – potrafi obudzić się przerażona, że coś obok niej się poruszyło. Tak było od zawsze. A Funia odwrotnie, łaknęła bliskości. Mogła wtedy przyjść do nas, a my dbaliśmy o to, by spędzać z nią czas z dala od Fisi, jeśli ta akurat potrzebowała spokoju. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że nasze psy nie muszą robić razem wszystkiego.

Nadal na większość spacerów chodziły osobno. Czemu? Na początku chcieliśmy po prostu dać Funi swobodę samodzielnego poznawania najbliższej okolicy. Dlatego wspólne spacery robiliśmy tylko wtedy, gdy byliśmy z psami we dwójkę. Powoli dążyliśmy do tego, żeby dziewczyny mogły jak najczęściej wychodzić na dwór razem, ale też nie zawsze. Samodzielne spacery są cenne i dają psu przestrzeń na robienie tego, co lubi najbardziej, w swoim tempie, gdy my poświęcamy mu 100% uwagi.

Natomiast gdy wychodziliśmy z domu, przez bardzo długi czas zostawały w osobnych pomieszczeniach. Dlatego, że wciąż potrzebowały naszego wsparcia w swoich interakcjach – co jeśli Funia zamęczałaby Fisię w ciągu dnia zabawą i podgryzaniem, aż ta by się odgryzła? Wciąż była między nimi jednak znaczna różnica wagi i wielkości; choć Fisia szybko nauczyła się dopasowywać siłę swoich szczęk do szczeniaka w zabawie, gdy robiło się gorąco, potrafiła się zapomnieć i dziabnąć mocniej niż trzeba. Poza tym mogłyby pokłócić się o zabawki, Funia mogłaby wskoczyć w salonie na stół i coś stłuc, albo pociągnąć i zerwać zasłonę – lub na wiele innych sposobów zrobić sobie krzywdę. W sypialni usunęliśmy wszystkie potencjalne “pułapki na szczeniaka” i to tam zostawialiśmy Funię. A Fisia miała do dyspozycji resztę mieszkania. Taki podział utrzymywaliśmy przez prawie rok, aż w końcu dziewczyny były w naszej ocenie gotowe zostać w domu same razem.

Od początku staraliśmy się poświęcać obu psom po równo uwagi. Było to ważne zwłaszcza dla Fisi, której dotychczasowa rutyna wywróciła się do góry nogami. Mamy nadzieję, że dzięki temu cały czas czuła, że nasz dom jest wciąż jej bezpiecznym azylem, a my jej największym wsparciem.

Ale nigdy nie marzyliśmy o tym, żeby nasze psy spały wtulone w siebie, jadły z jednej miski i szarpały się pięknie jedną zabawką. Mieliśmy nadzieję, że będą tolerować się na tyle, by każda z nich była z nami szczęśliwa. Mam wrażenie, że udało nam się dość szybko osiągnąć ten stan – i że poszło gładko między innymi dlatego, że tak bardzo zwracaliśmy na wszystko uwagę i pomagaliśmy obydwu psom w tej nowej sytuacji. Obniżyliśmy nasze oczekiwania i bez presji byliśmy wdzięczni za każdy fajny gest, kontakt, interakcję z ich strony, nagradzając je odpowiednio. Pracujemy nad zmianą tylko tych aspektów ich zachowań, które podniosą bezpieczeństwo i komfort ich wspólnego życia pod jednym dachem.

Jeśli nadal rozważacie dwa psy – przeczytajcie nasz tekst Dwa psy w domu. Co musisz wiedzieć nim weźmiesz drugiego psa. Zaprosiliśmy w nim psie instagramerki do opowiedzenia o czym trzeba pamiętać decydując się na drugiego psa. Bez lukrowania!

A jeśli potrzebujecie bardziej praktycznego spojrzenia na pracę nad dołączeniem drugiego psa do rodziny, polecamy webinar Zosi Zaniewskiej-Wojtków i Piotra Wojtków, “Kolejny pies w rodzinie – studiów przypadków” (z kodem afiliacyjnym FISIA20 macie na niego 20% zniżki).

Magdalena Kobus • HAU@FISIA.PL

Kynoedukatorka, dyplomowana trenerka i behawiorystka psów, specjalistka w dziedzinie komunikacji – zarówno tej psiej, jak i ludzkiej.

Zawodowo zajmuję się pisaniem, tworzeniem treści edukacyjnych i strategii komunikacji. Prowadzę warsztaty, wykłady, a także instagrama i bloga z poradami dla opiekunów i opiekunek psów. Współpracuję z markami oferującymi usługi lub produkty dla psów: znając specyfikę branży, usprawniam ich komunikację z klientami.
Moją misją jest promowanie świadomej opieki nad psami i odpowiedzialnej adopcji. Wierzę, że psy zasługują na nasze zrozumienie, a relację z nimi warto budować w oparciu o empatyczną komunikację oraz metody pracy zgodne z naukowo potwierdzonymi standardami z zakresu etologii, wiedzy o potrzebach i szkoleniu psów.

Zobacz też

2 Comments

  1. Gratuluję takich słodziaków! Niestety, w ubiegłym tygodniu nowotwór odebrał mi mojego 15-letniego psa- Kubę. Nigdy nie myślałam o tym, żeby Kubusiowi sprawić “rodzeństwo” czyli drugiego psa, bo obawiałam się jak on mógłby to znieść. Prawdziwym sprawdzianem była dla nas adopcja kota, którego Kuba potraktował jak młodszego brata. I tak chodziliśmy sobie razem na spacery, Kuba, ja i bluzgający na nas z oddali kot Rysiek. Teraz nie ma już ani Rysia (białaczka) ani Kuby (nowotwór przewodu pokarmowego), została pustka, którą mam nadzieję wypełni kolejny zwierz… Pozdrawiam i życzę powodzenia!

    1. Współczuję, rozstania są najtrudniejsze. Dla zwierzęcego rodzeństwa także.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *