Jak to możliwe, że z Fisią to już ponad dwa lata, że Funia jest z nami już rok – i jeszcze nie zastanawialiśmy się tu, jakie mamy na koncie porażki i sukcesy z tym związane? Rok 2020 był pod wieloma względami wyjątkowy, więc pozwolę sobie, choćby dla siebie samej, na jego podsumowanie.
SUKCES – Mamy dwa psy!
Funię przyniósł nam nie tyle bocian, co św. Mikołaj. I to technicznie rzecz biorąc w ostatnich dniach grudnia 2019. Byliśmy w szoku poadopcyjnym (Franek) i jakiejś formie depresji poszczeniaczkowej (ja) do Sylwestra. Więc Funię zaliczamy jako dziecko roku 2020. Jego pierwsza połowa upłynęła nam pod znakiem mat higienicznych, śmierdzących bąków i memłania wszystkiego dookoła. Ale codziennie budziliśmy się i z radością stwierdzaliśmy: wow, mamy dwa psy! I ogarnęliśmy je nie tylko czasowo i finansowo, ale też w całym natłoku trudności 2020 roku, dały nam one razem więcej radości i miłości niż moglibyśmy się spodziewać. Choć wcale nie zawsze było idealnie.
SUKCES – Nasze psy nie tylko się tolerują, ale lubią swoje towarzystwo
Druga połowa roku była już spokojniejsza – Funia podrosła na tyle, by pod naszym okiem na spokojnie ułożyć sobie relację z Fisią. Od początku zakładaliśmy, że jedyne czego oczekujemy, to żeby Fisia i Funia się tolerowały. Baliśmy się najgorszego – że się pogryzą, że nie będą się znosić, że “zniszczymy” Fisi życie adopcją Funi. Po roku razem mamy nie tylko wzajemną akceptację, ale jest też między nimi ewidentna sympatia. Kto wie, może za rok zrobią się z nich prawdziwe przyjaciółki, ale – nic na siłę.
SUKCES – Fisia i Funia zostają razem w domu
Do wszystkich decyzji dotyczących relacji Fisi i Funi podchodziliśmy bardzo zachowawczo. Jedną z nich było wspólne, samodzielne zostawanie w domu. Przez ponad pół roku wspólnego życia zamykane były na ten czas w osobnych pokojach. Najpierw Funia nie była gotowa oprzeć się pokusom całego mieszkania (kable! blat w kuchni! nogi krzeseł do gryzienia! zasłona do zaplątania się!), potem baliśmy się czy nie będzie naprzykrzać się Fisi zabawą, a ta się jej nie odgryzie. Po pełnym obserwacji okresie próbnym zostają w domu wspólnie! Zarówno mieszkanie, jak i oba psy, to przeżyły. A ponieważ pandemia nie wpłynęła w żaden sposób na nasz dotychczasowy tryb pracy, cieszymy się, że Fisia i Funia mogą codziennie na te 8 godzin zostawać same, ale razem.
PORAŻKA – Fisia przestaje wychodzić z domu
Czy kiedykolwiek wasz pies, po załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych, robił w tył zwrot i przerażony ciągnął z całych sił z powrotem do domu? To naprawdę smutne i przytłaczające doświadczenie.
Niestety, latem miałyśmy z Fisią całą serię niefortunnych konfrontacji z natarczywymi, podbiegającymi do nas psami. Za każdym razem była to sytuacja, w której spacerowałyśmy z Fisią z dala od innych psów, bo po jej sygnałach doskonale widziałam, że nie ma ochoty na jakikolwiek kontakt z nimi. Za każdym razem jeszcze zanim pies dobiegł do nas, krzyczałam prosząc o jego odwołanie – bezskutecznie.
W wakacje w parkach jest niestety wysyp osób, które nie panują nad swoimi psami, nie rozumieją psiej komunikacji i zwyczajnie nie szanują innych psów i ich opiekunów. Słyszałam już wszystko: “on nic nie zrobi”, “chce się tylko pobawić/przywitać”, a nawet “park jest dla wszystkich, możecie iść na spacer gdzie indziej”. Ale najgorszy był gigantyczny pseudo-owczarek na kolczatce, który “upolował” nas sobie pewnego sierpniowego dnia. Przybiegł na pełnym gazie z drugiego końca parku, gdy próbowałyśmy przemknąć ostatnią prostą do domu. I otaczał, warcząc. Oczywiście ignorując też swoją właścicielkę, która również krążyła wokół nas, próbując go złapać, bezskutecznie.
Fisia została już kiedyś zaatakowana, przewalona na ziemię i pogryziona przez psa z sąsiedztwa, rok wcześniej, ale obyło się bez większych obrażeń – wtedy też przez jakieś dwa tygodnie nie chciała chodzić na spacery. Tym razem wystarczyło kilka mniejszych incydentów z napastliwymi psami i ten jeden finałowy, by na ponad 2 miesiące odebrać jej całkowicie chęć wychodzenia z domu. Kosztowało nas to drugie tyle pracy, jeżdżenia na spacery na odludzie i powolnego wychodzenia coraz to dalej w okoliczne podwórka, żeby przywrócić jej radość ze spacerowania. Ale udało się.

PORAŻKA – Fisia mnie ugryzła
Już miałam ogłosić rok 2020 rokiem bez ugryzień…
Dla przypomnienia: Fisia miała na swoim koncie kilka ostrzegawczych dziabnięć w łydkę (a raczej w spodnie), skierowanych zawsze wobec mężczyzn w stresowych dla niej sytuacjach, ostatniej w 2019 roku. Czy Fisia jest psem agresywnym? Nie, Fisia jest psem po przejściach, który zmaga się z agresją lękową wobec konkretnych bodźców. Była najprawdopodobniej bita (kopana?) przez mężczyzn więc to na nich, ogólnie, reaguje najgorzej. Dzięki pracy, którą z nią wykonujemy, a przede wszystkim dzięki odpowiedniemu zarządzaniu środowiskiem i sytuacjami, w których się znajduje, czuje się w codziennym życiu bezpiecznie i nie jest zmuszona bronić się, używając do tego zębów.
Ale czasami zapominamy się na chwilę i takie są efekty. To ugryzienie nie było skierowane we mnie, a wobec psa, który nagle wskoczył mi na kolana. I to naszym błędem było wprowadzenie Fisi do domu znajomych z psem, z którym nie czuła się najwyraźniej do końca komfortowo na poprzedzającym spacerze. Czy Fisia “powinna” atakować inne psy w takich sytuacjach? Nie, nie jest to zachowanie którego chcemy i pracujemy nad tym, żeby takie reakcje zastąpić innymi. Ale czy w ogóle powinna się w takich sytuacjach znajdować? Otóż też nie. Wiedząc, że jej relacje z psami pogorszyły się ostatnio… pewnie mogliśmy to przewidzieć.
Ostrzegawcze dziabnięcie, przeznaczone dla psiego kupra pokrytego sierścią, wygląda też o wiele dramatyczniej na mojej gołej ręce, którą w odruchu włożyłam pomiędzy psy. Nie doszło między nimi do dalszej eskalacji emocji, a dla nas był to prosty sygnał: idziemy do domu, Fisia nie radzi sobie w tej sytuacji. Przed nami jeszcze dużo pracy nad relacjami z innymi psami.
A wszystkim, którzy kiedykolwiek w takiej sytuacji się znaleźli, polecamy – na uspokojenie – post trenerki Agnieszki Janarek.

PORAŻKA – U weterynarza jesteśmy częściej niż na protestach
Największym stresem “weterynaryjnym” w tym roku była kastracja Funi. I choć zabieg i rekonwalescencja odbyły się bez problemów, to dowiedzieliśmy się przy okazji, że Funia ma lekką wadę serca oraz niepokojące zmiany ortopedyczne w tylnych nóżkach – do dalszej diagnozy. Będzie co robić w 2021.
Baliśmy się też kontrolnego USG Fisi, w rok po poważnym zapaleniu woreczka żółciowego – i choć wyniki były w normie, to zaledwie 3 miesiące później znów zachorowała poważnie. Po wakacyjnych przejściach nasiliły się jej dawne stany lękowe w domu. Te ataki przydarzają się Fisi przy zasypianiu, co znacznie pogorszyło jej jakość snu, a to też negatywnie wpływało na całość i tak już nadwyrężonego nastroju. W związku z tym trafiliśmy do weterynarki specjalizującej się w leczeniu tego typu zaburzeń. Niestety wprowadzona terapia farmakologiczna zbyt mocno obciążyła wątrobę Fisi. Przez tydzień codziennie chodziliśmy na kilkugodzinne kroplówki, a leczenie wątroby będzie trwać jeszcze długo. Niestety musieliśmy też przerwać terapię fluoksetyną i nie wiemy czy kiedykolwiek będziemy mogli ją wznowić.
A oprócz tego nie ominęły nas przeziębienia, tajemnicze skórne reakcje alergiczne, złamane pazurki i inne przygody…

PRZYPAŁ ROKU – Fisia zjada mysz w całości
Zbliżamy się do końca, zrobiło się trochę przygnębiająco, więc pora jeszcze na lżejszy przerywnik – przypał roku.
Naszym remedium na gorsze samopoczucie Fisi stały się regularne spacery za miastem. Odkryliśmy wspaniałe nowe miejsce, z dala od zgiełku, bez innych spacerowiczów – pola pod Warszawą. Na pierwszym spacerze w tej nowej dla nas scenerii dziewczyny oszalały ze szczęścia – mogły swobodnie biegać, eksplorować, kopać, tarzać się, niuchać do woli. Funia na długiej lince, a Fisia spuszczona ze smyczy, bo przecież pięknie się nas słucha… Aż w którymś momencie została daleko z tyłu i przestała reagować na nasze przywołania – bo upolowała mysz. Wszystko to trwało parę sekund. Nim Franek do niej dobiegł, Fisia w panice, że utraci zdobycz – połknęła na jego oczach mysz. W całości. Gdy znalazł się przy niej, widział już tylko ogon znikający w gardle.
Szybka konsultacja z naszą lecznicą weterynaryjną i przyjechaliśmy “na sygnale” na wywołanie wymiotów. Czemu? Po pierwsze, te “pola” pod Warszawą były na tyle blisko domów jednorodzinnych, że istnieje ryzyko, że myszy są tam traktowane trutką. A poza tym mogą być nosicielami różnych chorób i pasożytów. Nie chcielibyśmy ani jednego ani drugiego w brzuszku Fisi. W ten sposób stała się legendą w Ochwecie – wszyscy pamiętają tu jej brawurowe polowanie i jego efekty. Zwrócona myszka została komisyjnie zmierzona – 10 cm bez ogona, kręgosłup złamany precyzyjnie w jednym miejscu. W ramach przeprosin, wpłaciliśmy darowiznę na fundację działającą na rzecz ochrony dzikich zwierząt. A Fisia spaceruje po polach już tylko na długiej lince. Nawet wtedy, nie tracimy czujności.
SUKCES – Dzięki, że jesteście!
A to miejsce na osobiste podziękowania za to, że to czytasz. Fajnie jest pisać o czymś, czym się interesujesz, do szuflady. Ale jeszcze fajniej, gdy ktoś to czyta!
Na naszym instagramie jest was tyle, że przyzwyczaiłam się już do słów wsparcia i pozytywnych reakcji naszych obserwatorów. To dzięki nim ma się ochotę prowadzić takie konto i co chwilę wymyślać nowe rzeczy. Mamy nadzieję, że Fisia i Funia choć trochę przyczyniają się do promowania odpowiedzialnej adopcji. Wiemy zresztą o kilku bezdomnych pieskach, które dzięki naszym udostępnieniom znalazły domy – to cieszy w tym wszystkim najbardziej.
Ale kiedy na początku roku postanowiłam rozkręcić bloga, nie spodziewałam się, że w 2020 wejdzie na niego 13,5 tys. osób, co da ponad 31 tys. wyświetleń. Dziś sprawdziłam statystyki i złapałam się za głowę. Wow. Dzięki, że jesteście! Mam nadzieję, że znajdujecie tu dużo pomysłów i wsparcia, którego każdy z nas czasem potrzebuje, dzieląc życie z psem.
